Dzień wędkarza (19.03.2015) na łodzi KINGFISHER – łosoś 113 cm, 14kg

Kolejny dzień na wodzie KINGFISHERA. Dzień niezwykły, bo 19 marca to święto wędkarzy. Tym bardziej dla mnie, bo dobry Bóg dał mi urodzić się własnie tego dnia.

Rejs zakończyliśmy z kapitalnym łososiem na pokładzie (113 cm i 14 kg).

Tym razem we dwóch z Mariuszem postanowiliśmy wypłynąć w poszukiwaniu łososi. Po wczorajszym apetyty były ogromne. Na łowisku zameldowało się sporo jednostek: Mazo II, Tokarex, Team Expert, Lulu IV, White, Lena B, Stockfish, Salmo, Hunters Team, Rabaju, Albatros (i inni, których już nie pamiętam). Pomimo liczby łodzi ukf-ka milczała – nikt nie meldował nawet brania. Nie zapowiadało się najlepiej. Wszyscy pływaliśmy od świtu, a pierwsze ryby wylądowały na pokładzie dopiero około 10:00. Najwięcej zamieszania narobił łosoś Team Expert – Krzysiek łowił tego dnia sam, a ryba była bardzo waleczna. Ponad dwie godziny czekaliśmy na informację, czy padnie nowy rekord. Cały pojedynek asekurowała drużyna Marka Szymańskiego (fot. poniżej – na pontonie). Hol na szczęście zakończył się sukcesem – gratulujemy łowcy (15 kg i 115 cm – tutaj jest filmik z holu łososia Krzyśka)

DSC_0218

DSC_0210a

Większość łodzi „kręciła się” w okolicy wczorajszej pozycji, tj. pomiędzy małym i dużym torem. Efekty jednak były słabe, raptem 3 ryby dały się przechytrzyć. Zdecydowałem, że czas najwyższy zmienić miejsce. Przy takim „zagęszczeniu” doświadczonych załóg powinno dziać się zdecydowanie więcej. Ale gdzie tu płynąć??? Kilka ostatnich dni było wietrznych, a jeszcze wcześniej wyniki były raczej słabe. Czas wykorzystać znajomości z rybakami. Ponieważ miałem jakieś „wieści znad wody” – dziś w nocy kilku rybaków wybrało się na takle za łososiami, zadzwoniłem gdzie trzeba. Informacja była jasna i przejrzysta 🙂 – „na dole ich nie ma, musisz płynąc powyżej 45. po trzecim”. Ponieważ nie mieliśmy nic do stracenia, podnieśliśmy zestawy i w drogę, 10 km na północ. Oczywiście podzieliśmy się tą informacją ze wszystkimi na łowisku. Kilka załóg ruszyło naszym śladem, niektórzy nawet nas wyprzedzili. Pierwsza na łowisku była załoga Lena B. Kiedy ich mijaliśmy, jeszcze płynąc w ślizgu, zobaczyliśmy wzmożony ruch w kokpicie rufowym u naszych kolegów – czyżby to było to, o czym myślimy? Chwytam za UKF-kę  – Jarek holujecie!?… Odpowiedź z drugiej strony – Tak! Mamy duża rybę…. Od razu manetka gazu powędrowała w dół. Rozstawiamy! – rzuciłem przez ramię do Mariusza. Na oko zaznaczyłem waypoint w miejscu, w którym Jarek mógł mieć barnie. Wystawiliśmy wędki i zwrot na pozycję. Kiedy zbliżyliśmy się do punktu „0” pięknie zagrał hamulec kołowrotka. Podbiegłem do wędki, jednym ruchem wybrałem luz i podałem wędkę Mariuszowi. W końcu jest dziś moim gościem. No i zaczęło się. Co ta ryba wyprawiała… Nie dała się zatrzymać, a próbę holowania skwitowała półtorametrowym wyskokiem nad powierzchnię wody. Co za widok! Pomimo dystansu około 100 m, szacujemy rybę na ponad metr dziesięć. Dopiero jak sama stanęła podjęliśmy próbę pompowania. Łosoś w odpowiedzi wykonał kolejny odjazd. Licznik na multiku pokazywał 300 stóp. Zmieniamy taktykę holu, spróbujemy łagodnie obejść się z rybą, może wtedy zacznie „słuchać” poleceń. Wyczekaliśmy aż ryba zupełnie się uspokoi, bo na razie agresywnie szarpie szczytówka i wybiera kolejne metry. 330 stóp – ryba się uspokaja, Mariusz powoli i delikatnie pompuje. Na razie idzie grzecznie. Odzyskaliśmy pierwsze 100 stóp i znowu odjazd na pięćdziesiąt. Ale ryba, jak nam się wydawało słabła, więc od razu Mariusz pompuje. Zostało ostatnie 50 stóp. W oddali widać jak ryba znaczy ślad na wodzie końcówką ogona. 30 stóp – staję na ławce w kokpicie by zobaczyć z góry coś więcej. Pod powierzchnia widzę cielsko wielkości małego rekina. W tym momencie ryba robi zwrot, wystawiając nad powierzchnię całą potężną płetwę ogonową i ruszą z ogromna siłą w przeciwnym kierunku. Mariusz luzuje Hamulec, który przed chwila pieczołowicie nastawialiśmy. 120 stóp i staje – a już miała być grzeczna – zaśmiałem się do Mariusza. Powoli pompujemy, ale ryba stawia opór wykonując młynki pod wodą. Powoli próby holu przynoszą rezultat – ryba jest blisko. Nieśmiało chwytam podbierak. Ryba robi kolejny odjazd pionowo pod łódź. No nie! – krzyknąłem – zaraz splącze się z wędkami na windzie… Mariusz luzuje hamulec by trochę zdezorientować przeciwnika. Odkładam podbierak i szybko przestawiam wędki windowe na przeciwną burtę. Teraz jest trochę więcej miejsca.  Wybieramy luz żyłki – ryba jest za łodzią i płynie w lewo. Pomagam jej oddalać się od rufy wykonując zwrot w kierunku ryby. Teraz łosoś jest na prawym trawersie. Powoli podciągamy ją pod samą burtę. Staramy się to zrobić tak szybko jak to możliwe, by nie dać rybie szansy odpocząć. Kilka krótkich zrywów przy samej burcie i ….  jeeeeest!!! Podbierak trzymam przez chwile przy burcie, czekając, aż Mario zluzuje hamulec. Wrzucam kolosa na pokład – jest ogromny – samiec z pięknym, smukłym i zarazem groźnym pyskiem. Mierzymy – 113 cm, waga pokazuje około 14 kg – trochę trudno dokładnie odczytać pomiar wagi na fali.

DSC_0271

 

Za plecami słyszę wydobywający się głos Adama (LULU IV) z UKF – „melduje rybę 10 kg”. Podchodzę do UKF-ki i zgłaszam okaz Mariusza. Gratulujemy nawzajem. Pytam Jarka jak mu idzie z jego okazem – u niego kolega pierwszy raz mierzy się z rybą i na razie holują. W oddali widzę łódź WHITE – też jakiś ruch na pokładzie. Chwytam lornetkę i mówię do Mariusza też holują. Wywołuje Leszka przez radio – z trudem odpowiada, że holują już 45 minut. Zaczynamy wszyscy nerwowo kręcić się po okolicy, ale już tylko Adam „trafia” drugą rybę nieco poniżej metra długości. Jarek, a raczej jego kolega wyholował swojego pierwszego łososia i od razu ustanowił swój życiowy rekord na poziomie 18 kg!!! Niewiele mniejszy okazała się ryba Leszka, który skapitulował po półtoragodzinnej walce – 17 kg ryby w świetnej kondycji!!!

Pogoda była przepiękna. Woda była tak spokojna, że jej tafla wyglądała niczym wilka plama oleju. Wracaliśmy całą drogę obok Wojtka Mazo II (foto poniżej), który dziś niestety wracał bez ryby, z powodu wielu przerw w łowieniu. Pozostali również mieli mniej szczęścia.

DSC_0445

Tego dnia, wraz z kolegami z pozostałych łodzi, złowiliśmy kilka wspaniałych okazów. Dodatkowo łososie były wyjątkowo waleczne, co cieszy podwójnie, gdyż hol przysparza niezapomnianych emocji i daje zastrzyk nieoznaczalnych ilości adrenaliny. Pisząc ten tekst w sierpniu pamiętam sceny z tamtego holu niczym film oglądany klatka po klatce. To najlepszy argument na to, że warto łowić te wspaniałe ryby.

Pozdrawiam,

Marcin